9 miesięcy...
Komentarze: 5
...może troszkę wiecej, minęło od ostatniego kryzysu. Najgorszego, fatalnego, koszmarnego. 3 miesiące separacji. Nie warto rozdrapywać z jakiego powodu. Potem powrót z nadzieją że najgorsze za nami i wszystko sie ułoży. Ale zaczyna się pieprzyć, znowu. A mnie znowu ogarnia strach i panika. I to taka naprawdę, ściskająca za gardło. Powinienem zmienić w sobie wszystko. Swoje nastawienie do wszystkiego. Do życia, do niej. To właśnie słyszę. W rozmowach, które i tak do niczego nie prowadzą, powtarzają się słowa: wszystko, ogólnie, to ty powinieneś wiedzieć, widzieć, zrobić coś... Ja - wszystko. I święte przekonanie że po drugiej stronie wszystko gra. Podczas gdy nie gra wogóle. Pewne zachowania są czystą reakcją. Kontrreakcją. Samoobroną. Po obu stronach. Impas którego ja przełamać nie umiem a ona chyba nie chce. I boję się powtórki z niespełna 3 miesięcznego koszmaru na wynajętych śmieciach. Bo drugi raz może się nie udać. Wrócić. Albo przeżyć. Ja pierdole. Welcome in Hell. Koszmar powraca. Czas na jebanego nastepnego doła, kopa w krocze, bagno, syf, rozdarcie. Ale nie mam siły żeby przejść przez to jescze raz. Alternatywy też nie mam. Wiec lepiej, żeby odeszło, nie zdazyło się... bo może być źle, bardzo źle....
Dodaj komentarz