Archiwum 17 lipca 2003


lip 17 2003 "Bo co to własciwie jest... ta miłość..."...
Komentarze: 1

Tak mnie natchnęło jak sie po blogasach przeleciałem i chwile pogadałem (M!LLA - pozdrawiam!). Strasznie duzo widac takich notek, pisanych przez kobiety (dziewczyny może) jak to fajnie taki podryw, romansik, że troszke im brakuje takiego "wakacyjnego" sexu. I jak tak w swojej pamieci pogrzebałem jak to było jak się jeździło pod namioty czy w góry z nadzieja przeżycia przygody... I qrde nigdy sie jakoś nie zdażyło. Wersje mam dwie... trzy nawet.

Po pierwsze primo, mam morde rozdeptanego kalosza ze sladami gnojówki, a poza tym jak się odezwe to jakby szambo wybierali. Ale odpada. Patrze w lustro, na współpracownice z i z poza firmy i mi się nie potwierdza. Poza tym miałem wszystkie niezbędne atrybuty - własny namiot, gitarę, niezły głos i łagodnośc wypisaną na twarzy. Znany i lubiany słowem (a jaki skromny!!!). Także odpada

Po drugie primo, pecha po prostu miałem, albo czasy się zmieniły. Ale to znowu aż tak dawno nie było, dwie rece żeby zliczyć wystarczą. Czyzby tak sie w dziewczynach pozmieniało. Że teraz bardziej otwarte niz kiedyś? A może to złe kobiety były? Nieee... odpada tak samo. Były różne. Kwadratowe i podłużne....

Po trzecie primo - tak sobie tylko gadają! Pod osłonką anonimowości neta. Jak przychodzi co do czego to wcale nie chcą. Nie że się przygoda, partner czy miejsce i czas nie podobują. Strach je chamuje. Myśl, że rano sie obudzą z myślą "Jezuuuu... ale sie puściłam..." Albo strach wynikający z róznych "przejść"... Zadzwoni, będzie mie nawiedzał, zakocha się, ma żonę, dyma kozy i takietam... I chyba mi wychodzi na to trzecie...

Chociaz moze i chciałbym się mylić...

*)No, paróweczki, to z jakiego to filmu cytacik, ten tytuł, co? ;-)

anonimowy : :
lip 17 2003 Produktywny jestem jak nie wiem co...
Komentarze: 2

Żesz w morde. Codziennie obiecuje sobie ze nie bede sie wię cej spóźniał do roboty. Niby nikogo to specjalnie nie obchodzi o której przychodze, ale czuje sie jak jakis zapyziały leniuch, który mimo obietnic nie moze zwlec jak biały człowiek dupy z wyra o przyzwoitej godzinie. A jak w końcu do tej roboty dotre, to zaczynam od kawki, papieroska, szybkiego marszu przez net i solidnej kupy :-)

Gdzieś przeczytałem, że jestesmy w ogonie europejskim, jesli chodzi o produktywnosć. No nic dziwnego. Wystarczy, ze połowa robi jak ja i to oznacza że mamy "gównianą" kadre pracowniczą  ;-) Z drugiej strony, jak tak sie człowiek napatrzy jak sie inni opierdalają, jak szefulo z jednej strony tnie koszty poprzez zabieranie premii, obcinanie funduszu na zakupy kawy i mleka, a z drugiej strony rozpierdala służbową kaskę na własne, prywatne przeloty na wakacje... Powiecie, że mu wolno bo jego? Jasne qrwa, ale nie jak się na każdej nasiadówie pierdoli jak to jest tragicznie...

Bodajże Dilbert twierdził, że bilans zarobków/strat wynikających z podpierdalania różnych rzeczy musi być równy. Tzn jak masz zabraną premię, to podpierdolisz długopis, kawę, papier ze sracza albo cokolwiek... a jak juz nie ma co podpierdolić, to okradniesz pracodawce z... czasu!

Coś w tym qrwa chyba jest.

anonimowy : :